W Polsce od XVII wieku, czyli od czterystu lat, pierwszy kwietnia jest dniem wszelakich żartów i kawałów. U nas nazywa się tę zabawę prima aprilis. W innych krajach tradycja pierwszego kwietnia sięga aż do średniowiecza. W krajach anglosaskich nazywa się ów dzień Fool’s Day, czyli Dzień Głupca. Nie sądzę, aby w tym roku komukolwiek chciało się żartować.

Prima aprilis
Adolf Dymsza - przedwojenny król dowcipów. Powojenne zdjęcie w stroju bikiniarza

I to nie tylko w Polsce. Zatem pozwolę sobie przytoczyć kilka przykładów dawnych primaaprilisowych żartów. Tych najsłynniejszych, które przeszły do historii. Wspominając je rozweselmy się trochę. Na przekór ponurej atmosferze otaczającej nas rzeczywistości.

Te najsłynniejsze, zapamiętane żarty, to głównie kompletnie zwariowane informacje podawane przez środki masowego przekazu. Chyba najbardziej udanym figlem był angielski żart z roku 1957. Poważna stacja radiowa BBC poinformowała słuchaczy o wyjątkowym urodzaju odnośnie zbiorów spaghetti. Zachwycano się także nową odmianą krzewu, na którym spaghetti rośnie. Owoce owego krzewu, czyli makaron, można było ponoć jeść na surowo, po uprzednim wysuszeniu na słońcu. I co? Strzał w dziesiątkę, bowiem w Wielkiej Brytanii kuchnia włoska nie była w owych latach specjalnie popularna. Przedstawiciel radia BBC przez wiele dni musiał odpowiadać na setki telefonów z pytaniem gdzie można kupić ów fenomenalny krzew rodzący nadzwyczajne spaghetti.

Pamiętamy, jak jeszcze niedawno średnio udany minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, w trakcie szczytu ONZ w Nowym Jorku, poinformował reporterów o swoich spotkaniach z przedstawicielami krajów karaibskich, między innymi San Escobaru.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.